We czwartek 27.07. tak jak wspomniałam wcześniej miałam kolejna wizytę u położnej. Po badaniu stwierdziła, że dziecku jest dobrze w brzuchu i raczej nie wyjdzie przed czasem. Na drugi dzień urodziłam. Tak to jest z badaniem na oko.
Tydzień przed terminem porodu (wg USG) - 28.07.17.
Tego dnia obudziłam się standardowo o 5 rano. Szybkie zaspokojenie głodu i z powrotem do łóżka. Czułam jakieś skurcze ale przypominały zwykle bóle okresowe więc stwierdziłam, że to nie może być TO. Zasnęłam. Obudziłam się o 9.00 z mocniejszymi skurczami i dość regularnymi. Spojrzałam na budzącego się obok męża i powiedziałam, że nie chce go straszyć ale chyba się zaczęło. Skurcze przybierały na sile i zwiększała się ich częstotliwość. Nie będę się spieszyć, przecież jako pierworódka mam co najmniej 12h na urodzenie. Wiem, bo czytałam. Wiem, bo każdy mnie o tym zapewniał przedstawiając swoją historię wielogodzinnego porodu.
"Chyba rodzę" - rozpoczęłam rozmowę. Po krótkim wywiadzie poproszono mnie o przyjechanie do szpitala "for å ta en sjekk". W razie fałszywego alarmu odeślą mnie do domu. Szybko, torba do ręki i wsiadamy w samochód.
Po 2 minutach przybyliśmy do szpitala (zaleta mieszkania blisko). Miałam na sobie koszulkę ze smerfem, co skomentowała z uśmiechem położna, że z takim zaraz stąd wyjdę.
Nie odesłali mnie do domu. Miałam 6 cm rozwarcie. Dalej poszło jak burza. Mnóstwo bólu i krzyku. Poród w wodzie, bez znieczulenia, tylko i wyłącznie siłami natury. Położna była wspaniała. Mąż był również cały czas przy mnie. Byłam otoczona fantastyczną opieką i wsparciem. Obecność ukochanej osoby w takim momencie jest nieoceniona. "Hun er tøff" powtarzała położna. My kobiety musimy być twarde.
Po 3h od przyjazdu do szpitala już trzymałam naszą córeczkę w ramionach.
"Zrobiłaś to jak amazonka" mąż nie mógł wyjść z podziwu. Było to dla niego ogromne przeżycie i był ze mnie bardzo dumny. Zrobiło mi się ogromnie miło, że mogłam mu zaimponować swoją postawą w tak bolesnych chwilach. Teraz już zna mnie na wylot. Nawet w ekstremalnych warunkach.
Wszystkie kobiety to bohaterki. Nie ma bólu, którego byśmy nie wytrzymały.
Po wszystkim obydwie dostałyśmy zastrzyk z witaminami w udo.
Zmęczona ale szczęśliwa, że mam już poród za sobą i że tulę do piersi naszą ukochaną córeczkę, poleżałam chwilkę na sali, gdzie dostałam "śniadanie mistrzów" a raczej kolację.
Po wstępnych badaniach maluszka i mnie, przewieziono nas "melexem" do barselhotell (hotelu połogowego).
Oczywiście nie obeszło się bez zamieszania, jak to w Norwegii - tutaj przecież nic nie może odbyć się bezbłędnie jeśli chodzi o urzędy i załatwianie formalności - zarejestrowali naszą córkę jako chłopca i przyznali mu chłopięcy numer pomocniczy do numeru personalnego (PESEL). Pielęgniarka przeprosiła i zapewniła nas, że błąd naprawiła ale w razie czego informuje nas jakbyśmy mieli problemy w Folkeregistret. Na szczęście obyło się bez problemów.
W hotelu również w każdej chwili można było liczyć na pomoc pielęgniarek, zwłaszcza przy karmieniu (nieoceniony czerwony sznureczek przy łóżku). Całodobowa opieka. Darmowy dostęp do kantyny z ciepłymi posiłkami (co do smaku to kwestia sporna) i kuchni, gdzie można było sobie samemu przygotować kanapki z dostępnych tam produktów, kawę, herbatę, wodę z lodem.
Na szczęście trafiłam na wspaniałą pielęgniarkę dziecięcą, która nam wszystko pokazała (jak kąpać, jak karmić) cały czas otaczała nas opieką i poświęcała mnóstwo uwagi. Do tego była ciepła i serdeczna.
Niby lipiec a jednak trafiliśmy na spokojny okres.
Położna odbierająca poród odwiedziła mnie na drugi dzień cały czas komentując jak dobrze mi poszło przy porodzie i jaka byłam twarda. Dla lekarza towarzyszącego przy porodzie był to pierwszy poród w wodzie. Było to dla niej również niemałe przeżycie. To dodaje sił, że cały ten trud jest doceniany i wspierany przez innych.
Po dwóch dobach wypisano nas ze szpitalnego hotelu. Pediatra zbadał małą i potwierdził, że wszystko jest w porządku. Waga, odruchy, bioderka, wzrok i słuch. Mogliśmy spokojnie jechać do domu.
Właśnie rozpoczęła się nasza największa przygoda.
Hej, czytam Twojego bloga już od jakiegos czasu. Bardzo mi się taki luz podoba😊 Aktualnie, jestem na etapie "mamy w dwupaku"😄 I czytam Twoje wpisy z tego okresu, bo też mieszkam w Norwegii (w Oslo). Ja mam pytanie, kiedy się zgłasza chęć rodzenia w wodzie? Bo jednak ta metoda również przemawia do mnie najbardziej😊 Aktualnie 13 tydz i kilka dni. Pozdrawiam ciepło😁🍵
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za pozna odpowiedz. W liscie, ktory zabieramy ze soba na porodowke, wpisujemy wszystkie nasze oczekiwania i zyczenia. Po przybyciu do szpitala, wreczamy go poloznej. Mozemy tez poprosic ustnie. W pokoju, w ktorym rodzilam byla wanna wiec wystarczylo tylko poprosic o nalanie wody. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń