sobota, 16 września 2017

This is Sparta! Czyli jak nowa rola pociągnęła mnie z buta.

Jeżeli myślałaś, że wczesne macierzyństwo jest cudowne i za każdym razem, kiedy bierzesz maleństwo na ręce ćwierkają ptaszki, rozkwitają kwiaty a Ciebie zalewa fala szczęścia to muszę Cię niestety rozczarować. 

Ten okres to żmudna praca, krew, pot i łzy. Dosłownie.

Kobiety wciskają sobie kit o pięknym macierzyństwie, żeby, jak to powiedział mój znajomy, nie wyginęła rasa ludzka, ale ja nie będę owijać w bawełnę. To prawdziwa harówa i ciężki kawałek chleba. Wyczerpuje fizycznie i psychicznie.  


Przed porodem nikt mnie nie uświadomił jak to naprawdę wygląda. Każdy mamił mnie informacjami jaki to wspaniały okres mnie czeka i jak to takie małe dziecko tylko śpi na okrągło i ogólnie poza brakiem snu i toną pieluch jest bezproblemowo. Nic z tego co usłyszałam się nie sprawdziło. Po pierwsze wcale dziecko nie śpi ok. 18h, tyle to ono wisi na cycu. Po drugie jedno karmienie nie trwa od 5 do 30 min. tylko długie godziny. Po trzecie niestety takie małe dziecko zasypia przy piersi i nic z tym nie zrobisz. Żadne mizianie po nosku czy szczypanie w stópkę nie pomoże i każdą radę położnej można sobie wsadzić w... między bajki. W początkowym okresie dzidziuś jest na maksa rozregulowany i nic nie idzie wg książki.


Pierwsze tygodnie po porodzie są jak sen. Mało pamiętasz. Tracisz zupełnie poczucie czasu. To również mieszanka skrajnych emocji: radości, euforii, miłości, smutku, złości i rozpaczy. W końcu po 9 miesiącach trzymasz w ramionach swoje ukochane dziecko i rozpiera cię uczucie miłości ale jest to miłość przez łzy, pokiereszowane sutki i wory pod oczami. Początki są męczące i trudne. To gorsze niż fala w wojsku. Kilkakrotnie w nocy zostajemy wybudzeni z głębokiego snu i nie pozwala nam się zasnąć, czyli jesteśmy poddawani chyba najgorszej z tortur. Niestety karmienie piersią okazało się jeszcze gorsze. 


W nową rolę wchodzimy bolesnym i wykańczający porodem i od tego momentu jest już tylko równia pochyła - zmęczenie, brak snu i czego bym w życiu nie podejrzewała, problematyczne karmienie piersią. Szkoda, gdyż najbardziej się na nie cieszyłam - chwile miłości i bliskości z maluszkiem okazały się prawdziwym wyzwaniem a niekiedy koszmarem. Teraz rozumiem dlaczego wszyscy się pytali czy będę karmić. Oczywiście, że tak, odpowiadałam. Nie wyobrażam sobie, żebym zrobiła inaczej. Ale nie przypuszczałam, że będzie tak ciężko. 


Pierwszy miesiąc jest najtrudniejszy. To co wydaje się naturalne i proste okazuje się niezwykle problematyczne. Masz nabrzmiałe od mleka "silikonowe" piersi, napompowane jak materace, nic tylko karmić. Przystawiasz malucha i zderzasz się z brutalną rzeczywistością. Myślisz, że dziecko instynktownie złapie cyca. Przecież wszystkie ssaki tak robią. Otóż nie. Maleństwo nie umie się przyssać, złości się, płacze. Ty nie umiesz odpowiednio podać mu piersi. Chwyt C czy U? Jakby to była gra na gitarze. Dajcie mi spokój. Nie wiem, wszystko chyba robiłam wtedy źle. Testowałam pozycje, które pokazały mi pielęgniarki w szpitalu. Nic nie wychodziło. Zwłaszcza w nocy, kiedy robiłam to półprzytomnie. W końcu się udawało. Głowa opadała mi ze zmęczenia. Kończyłam karmić po 3 godzinach, czasem dłużej. Czy mała była głodna? Nie, byłam jej żywym smoczkiem. Zdążyła się wyspać, obudzić, rozpłakać, bo wypadł jej sutek z buzi, znowu przyssać. Nie dało się jej odłożyć. Sen kamienny zamieniał się w otwarte na oścież gały i minę mówiącą "matka nawet o tym nie myśl, śpię przy cycu i koniec". Całą dobę wisiała na piersi. 


Do tej pory karmienie nie jest kolorowe. Raz boli jak diabli, raz nie. Raz patrzę z miłością na tą dojącą istotkę. Raz drę się wniebogłosy, przeklinam tą małą piranię i proszę o litość. 

Najgorzej jak porani sutki tak, że dalsze karmienie piersią jest niemożliwe. Odciągnięte mleko to nie to samo. Maluch płacze, bo chce do piersi a ty jedyne co możesz mu dać to butelkę. Dzidziuś się najada ale dalej płacze, bo domaga się bliskości, bezpieczeństwa i ciepła przy piersi. To cios w matczyne serce i poczucie własnej wartości. Człowiek siada psychicznie.

Dobra pozycja to podstawa. Dobra poduszka do karmienia jest nieoceniona. Teraz wiem, że to tylko kwestia czasu, treningu i dotarcia się, ale co przeżyłam to jeden Bóg wie. 😊 

Kolejna kwestia, czy mam dobry pokarm? Czy dam radę? Presja jest ogromna. Część kobiet nie wytrzymuje i przechodzi na mleko modyfikowane. Jedno Wam powiem, nie słuchajcie nikogo, rodziny, znajomych, mam, babć, cioć i teściowych. Nie załamujcie się. Wasz pokarm jest najlepszy dla Waszego dziecka i w zupełności mu wystarczy. Nie, nie jest za rzadki i nie, nie jest go za mało. Nie musisz zapychać dziecka ani mlekiem modyfikowanym ani smoczkiem. Jeżeli przybiera na wadze, to wszystko jest w porządku. 👍🏼


Malutka chce pierś na okrągło. Kocham, daję. Nie mam życia. Jak jestem sama nie jestem w stanie zaspokoić swoich podstawowych potrzeb. Na szczęście pomaga mi mąż. Jest moją opoką i wsparciem w najgorszych chwilach. Gdyby nie on pewnie bym się już całkowicie załamała. Mogłabym zapomnieć o jedzeniu, prysznicu i WC. Mam tego próbkę jak ukochany jest w pracy. Małej nie da się odłożyć nawet na 5 minut. Tylko jak śpi jest szansa na cokolwiek, a że śpi mało to druga osoba jest niezbędna. Dzięki niemu funkcjonuję, ale mimo to, iż jest najwspanialszy i wspierający, nie zastąpi mnie w karmieniu piersią. Jestem z tym kompletnie sama. 


Przez pierwsze tygodnie nie mogliśmy się ogarnąć. Dom wyglądał, jakby przeszła trąba powietrzna. Wszędzie dziecięce ciuszki i graty: łóżeczka, nosidełka, kołyski, wózki, bujaczki. 

Do tego koty. Przyzwyczajone, że wszystkie nowe gadżety były zawsze dla nich, traktowały je jak swoje. I weź im wytłumacz, że nie wolno. Wchodzę do łazienki, kot leży na przewijaku. Wchodzę do pokoju dziecka, kot leży w wózku. Wchodzę do salonu, kot w kołysce. Wchodzę znowu do pokoju, kot w foteliku samochodowym. Wchodzę do sypialni, kot w łóżeczku. Szlag mnie trafiał, bo przecież zamykałam drzwi, przecież zabezpieczałam rzeczy dziecka. No i znowu wszystko do prania. Wrrr. 


Kolejna rzecz, o której nikt mi nie powiedział to to, że taki maluch wydaje dziwne dźwięki kiedy śpi. Można się nieźle przestraszyć, gdyż przypominają te z egzorcyzmów. Dziecko sapie, parska, charczy, wzdycha, świszczy, gwiżdże, napina się i pręży, płacze i "gada" przez sen. Początkowo nie wiedzieliśmy co się dzieje. Teraz wiem, że ćwiczy aparat mowy. 

Są też dźwięki rodem z Jurrasic Park - oznaka bolesnych gazów. O tym też mi nikt nie powiedział. Pierwsze noce były ciężkie. Każdy szmer zrywał mnie na równe nogi. I panika. Dusi się? Krztusi mlekiem? Boli ją coś? Ehh. Nasz dinozarł. 


To dziecko nie przestaje nas zaskakiwać. Każdy dzień i noc są inne. Nigdy nie wiemy czego się spodziewać. Padam na pysk, ale tak, jestem szczęśliwa. Tak, rozpiera mnie miłość. Tak, zrobiłabym dla niej wszystko.


W tym miejscu chylę czoła matkom wieloraczków i tym samotnym. Jesteście prawdziwymi bohaterkami.


Dzisiaj...

Z perspektywy czasu widzę, że jest lepiej. Mała powoli się "normuje". Więcej śpi, mniej wisi na cycu, karmienie jest bardziej efektywne i zajmuje mniej czasu. 

Jeden jej uśmiech rekompensuje wszystko. :) 

Powoli zapominam jak było ciężko na początku... Wciąż czekam, żeby móc z czystym sumieniem powiedzieć, że macierzyństwo jest cudowne, ale wiem, że to najwspanialsza rzecz, która przydarzyła mi się w życiu. 


Trzymajcie się ciepło wszystkie młode matki! 

2 komentarze:

  1. Uwielbiam Cię za ten wpis. Złości mnie cukierkowe opisywanie rodzicielstwa . Nie wiem myślę sobie że kobiety wpadły w jakiś amok bycia najlepszą. No i jak tu powiedzieć ze nie wszystko jest tak cudne. Nie wiem jak to jest z karmieniem bo nie miałam takiej szansy ale tak hmmm anielsko poczułam się po pierwszym roku miotania się. Trzymam kciuki za Was kochani

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością początki nie były różowe i czułam się oszukana przez tych wszystkich, którzy zapewniali mnie, że czeka mnie cudowna przygoda i jakie to macierzyństwo nie jest piękne. Teraz to rozumiem. Mózg jest takim wspaniałym urządzeniem, że pamięta tylko te łatwe, lekkke i przyjemne chwile o tych ciężkich i bolesnych szybko zapomina. Jeżeli ktoś mi mówi, że jest super w pierwszych miesiącach życia maluszka to zakładam, że po prostu zapomniał jak trudno było. Masz rację, dużo kobiet nie ma odwagi przyznać się, że nie daje sobie rady, traktując to jako osobistą porażkę a przecież dziecko nie przychodzi na świat z instrukcją obsługi i ludzkim jest nie wiedzieć, popełniać błędy i nie dawać sobie rady. 😉 I tak dla naszego dziecka będziemy najlepszymi mamami na świecie! 😊👍🏼 Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń